Sędziowanie przyszłości. Subiektywna spontaniczność czy technologiczna kalkulacja?
Po ilu meczach (w różnych ligach, krajach i okolicznościach) świat obiegała dramatyczna fala krytyki sędziów? Ile drużyn rozstało się z podium ze względu na ich arbitralne błędy i potknięcia? W końcu, ile meczy zakończyło się zupełnie inaczej, niż mogło się zakończyć, gdyby tylko sędziowanie oparte było na innych zasadach?
To pytania, które świat piłki nożnej zadaje sobie od dawna. Choć z reguły ocena sędziego jest słuszna, zasadna i zgodna z rzeczywistością, pozostaje margines błędu. Błędu, który czasem niesprawiedliwie osądzonego kosztuje nieproporcjonalnie wiele. Niesłusznie zasądzone karne, źle ocenione odległości, mylna interpretacja, subiektywne czerwone kartki – a skutkiem tego, wygrana drużyny, która na błędzie niesłusznie korzysta.
Człowiek pozostaje człowiekiem
To dość niewdzięczny kawałek chleba. Poza kondycją i wybieganiem długich kilometrów obok zawodników, bycie sędzią wymaga siły charakteru, bystrego oka i niezwykłej spostrzegawczości. Sędziowanie opiera się na doświadczeniu, wiedzy, niezliczonych meczach – tych sędziowanych i tych oglądanych, czasem pomaga także nabyty po latach „dryg”, dający przeczucie, co rzeczywiście wydarzyło się na murawie. Ale mimo wszystkich tych atrybutów, sędzia czasem jednak zawodzi. Wciąż bowiem, jest tylko człowiekiem.
I do niedawna, próżno było szukać wsparcia nowoczesności. Piłka nożna, choć tak popularna na całym świecie, jako jedyna opierała się technologii, składając całą odpowiedzialność na ręce arbitrów. Rozwiązania znane z meczy siatkówki, tenisa i rugby, nigdy nie znalazły miejsca na piłkarskich stadionach.
Presja wskazania
Gra (dosłownie i w przenośni) jest zawsze o wysokie stawki. To w nich źródło mają te wielkie fale emocji. Nie bez przyczyny piłkarski świat był tak wiele razy świadkiem osądów decyzji, a w skrajnych przypadkach nawet samosądów na arbitrach - czasem z dramatycznymi skutkami. W najlepszym wypadku, to tylko nieprzychylne komentarze w mediach i wściekli kibice. Tak, praca sędziego to potężna presja.
(Nie)zawodna pomoc?
To, co umknie sędziemu, nie umyka kamerom. Każdą sytuację widzą kibice na stadionach i przed telewizorami, trenerzy i każdy, kto obserwuje mecz z dystansu. Sędzia jednak tego komfortu nie ma. Tu nie ma czasu na długie analizy – kluczowy ułamek sekundy, gwizdek i wyrok.
No a skoro człowiek jest zawodny, trzeba było mu pomóc. I tak do gry z impetem wkroczyła technologia goal-line. Nazwana potocznie sokolim okiem, miała sygnalizować sędziemu kiedy piłka przekracza linię bramki.
System miał być nieomylny – wsparty kilkunastoma dedykowanymi kamerami, obserwującymi tor lotu piłki. Tysiące nagranych klatek, błyskawiczna analiza komputerowa, siatka 3D z naniesioną nań piłką i bezbłędna informacja o tym, czy gol był czy nie.
Dość szybko jednak okazało się, że nie ma systemów, działających bez błędów. Co więcej, szybkie kamery i jeszcze szybsze komputery popełniły ich więcej, niż sędziowie. Od systemu goal-line zaczęto więc odchodzić.
Ostudzić zapał, znaleźć rozwiązanie
Skoro żyjemy w pędzie technologicznym, a świat potrafi znaleźć rozwiązanie każdego problemu, znajdźmy inne metody, które wesprą arbitra w podejmowaniu trafnych decyzji. Może chipujmy piłkę? Może wprowadźmy w kuluary boiska więcej analityków, badających przypisane sobie sektory boiska i dających sędziemu znać, co tak naprawdę zaszło? Może dołóżmy więcej kamer, które swoim nieomylnym, elektronicznym okiem zastąpią to po ludzku zawodne? A może, idąc na całość, przenieśmy murawy na ochipowane, elektroniczne mapy z odczytem każdego ruchu?
Błąd wpisany w specyfikę?
Piłka nożna to bez wątpienia piękny sport. Spontaniczny, dynamiczny, żywiołowy i zaskakujący. Budzi potężne emocje i rozgrzewa do czerwoności. Czy odarcie go z jego prawdziwego, nieprzewidywalnego charakteru, nie odbierze mu jego uroku?
Czy sprowadzenie wszystkiego do zero-jedynkowej analizy przy wsparciu rozmaitych maszyn, nie sprawi przypadkiem, że piłka przestanie być piłką, zbliżając się niebezpiecznie do wirtualnego świata, w którym już tylko krok będzie dzielił nas od zastąpienia piłkarzy robotami?
To pytania otwarte, na które jeszcze długo trudno będzie znaleźć jednoznaczną odpowiedź. Zdania zawsze będą podzielone pomiędzy miłośników tradycji, którzy całym sercem kochają futbol taki, jakim jest, ze wszystkimi wpisanymi weń niedociągnięciami i w całej jego niedoskonałej krasie i tych, którzy bez wahania oddaliby tę spontaniczną niepewność, nieprzewidywalność i płynące z nich czasem błędy, w zamian za technologiczne cuda, dające gwarancję sprawiedliwej nieomylności.